Jeden z polskich przewodników po Rumunii na samym wstępie określa ją jako największy skansen Europy. Po naszych dwutygodniowych wojażach po terenach dawnej Wołoszczyzny mogę w 100% zgodzić się z tym opisem. Historyczne dzieje Rumunii miały ogromny wpływ zarówno na aktualny kształt granic, jak i na zagospodarowanie miast i wsi. Stąd też w każdym z rumuńskich regionów widoczne są zabytki związane z wieloma kulturami, poczynając od Starożytnych Rzymian, poprzez Turków, Austro-Węgrów, aż po współczesnych Rumunów. Już sama nazwa narodu – Rumuni jasno wskazuje na wielokulturowość tych rejonów, a dokładnie oznacza „Rzymianie, obywatele Rzymu” (źródło)
Naszą przygodę ze zwiedzaniem Rumunii rozpoczęliśmy od historycznego regionu Maramuresz, który położony jest w północnej części kraju. Jego zachodnia część to równiny z dużymi miastami takimi jak Satu Mare, czy Baia Mare, wschodnia część to głównie góry.
Przez największe miasto regionu, czyli Satu Mare tylko przejeżdżamy. Widać w nim typowo komunistyczną zabudowę, a przewodnik nie wskazuje abyśmy mogli zobaczyć tam coś co zachwyci. Stąd też podejmujemy szybką decyzję aby drogą krajową numer 19 przedostać się od razu w górskie rejony. Pierwszy dłuższy przystanek robimy na Przełęczy Huta (587 m n.p.m.), która oddziela od siebie góry Oas i Ignis. Rozpościera się stąd malowniczy widok na okoliczne pasma i doliny.
Widok z Przełęczy Huta w kierunku zachodnim
Po krótkiej sesji zdjęciowej ruszamy dalej w kierunku Sapanty. Nieoczekiwanie po drodze trafiamy na pierwszy w naszym życiu widziany na własne oczy monastyr. Robi na nas spore wrażenie, ale jak się okaże to tylko przedsmak przed Bukowiną.
Brama wejściowa do Monastyru Huta
Wnętrze monastyru
Po pierwszym jakże ciekawym spotkaniu z rumuńską architekturą sakralną kierujemy się dalej na wschód w kierunku Sapanty. Tu zastajemy tłum ludzi. Jest sobota i chyba połowa Rumunów i rzesza turystów wpadła na pomysł aby odwiedzić słynny Wesoły Cmentarz. Przeciskamy się wśród tłumu do kasy (wejście jest płatne). Podaję kasjerce grzecznie 100 lei aby zapłacić za siebie i Mig, na co ona wydziera się na mnie po rumuńsku. Po kilku chwilach okazuje się, że nie ma wydać. Niestety swoim zachowaniem skutecznie zniechęciła nas do zwiedzania cmentarza wśród tłumu innych turystów, dlatego też cykamy kilka fotek przez cmentarny mur i idziemy się poszwędać po przydrożnych kramach z pamiątkami 🙂 Niemniej jednak powstała w 1935 roku nekropolia jest jedyna w swoim rodzaju. Pierwszy „wesoły pomnik” powstał tu za sprawą lokalnego artysty Stana Ioana Patrasa, a tradycja kontynuowana jest do dziś.
Jeden z „wesołych” nagrobków
Cerkiew wokół której zlokalizowany jest Wesoły Cmentarz
Najedzeni langoszami i obkupieni w pierwsze pamiątki wracamy do auta. Dalej drogą numer 19 kierujemy się w stronę Syhotu Marmaroskiego, gdzie zamierzamy zwiedzić zapowiadający się świetnie skansen wsi marmaroskiej. Na szczęście Rumuni są bardzo świadomi posiadanego w swoim kraju dziedzictwa kulturowego, dzięki czemu w okolicach każdego nawet mniejszego zabytku jest sporo tabliczek informujących jak do niego dotrzeć. Stąd też nie mamy żadnego problemu ze znalezieniem skansenu. Wejście na teren jest płatne ale cena miło zaskakuje 🙂 4 leje, czyli 4 złote.
Tablica z cennikiem
Skansen jest piękny. Kilkadziesiąt drewnianych budynków, od domów, poprzez budynki gospodarcze po zabytkową niewielką drewnianą cerkiew. Czuć tu kawał rumuńskiej historii zamkniętej w zapachu drewna, wśród okolicznych pagórków. Zwiedzanie zajmuje nam ponad godzinę ale nie możemy oderwać się od oglądania i robienia zdjęć.
Zauroczeni skansenem ruszamy w dalszą drogę w kierunku miejscowości Barsana, gdzie na wzgórzu położona jest niewielka cerkiew. Aby do niej dotrzeć zostawiamy auto na wąskiej wiejskiej uliczce i przez prywatne podwórko (za radą przewodnika) podchodzimy pod schody prowadzące do świątyni. W połowie schodów spotykamy starszą Panią, która proponuje nam otwarcie cerkwi, dzięki czemu możemy zobaczyć ją w środku. Budynek jest bardzo stary ale wnętrze zostało niedawno odnowione i prezentuje się pięknie. Niestety na prośbę naszej „przewodniczki” nie robię zdjęć wnętrza, szanując jej decyzję.
Niewielka, malowniczo położona cerkiew w Barsanie
Kolejne dni spędzamy w Borsie, miejscowości która staje się dla nas bazą wypadową w Góry Rodniańskie (górskie wycieczki opisałem tutaj). Kończąc nasze podróże po Maramureszu przejeżdżamy przez Przełęcz Mestecanis (1096 m n.p.m.), która położona jest na granicy z Bukowiną. Znajduje się tu schronisko, monastyr, a sama przełęcz jest miejscem wypadowym w okoliczne góry.
Schronisko na przełęczy
Po więcej zapraszam na mojego bloga
Ekstra wyprawa! Rozbawił mnie wesoły cmentarz. Gdyby do tematyki życia i śmierci podchodzono podobno na luzie jak w Rumunii czy Meksyku, wszystkim żyłoby się łatwiej 😉
Zdecydowanie tak by było, a wyjazd był genialny. W Rumunii na prawdę można się zakochać! Polecam ten kierunek, tym bardziej, że ceny przystępne a i ludzie bardzo mili 🙂